wtorek, 29 kwietnia 2014

Oczekiwanie, odliczanie

Choć nigdy z matmy dobra nie byłam, to ostatnim czasie często obliczam, często rachuję i liczbami się zajmuję:)  38+0, czyli od jutra 39 tydzień się zaczyna, 14 dni, 13 maja itd.  To już tak blisko, już niebawem będziemy całować i tulić i uszczęśliwiać i kochać najmocniej jak się da. Próbuje zebrać siły i opanować delikatną tremę. Cieszę się, że przyszła dopiero teraz, na 2 tygodnie przed,  bo chyba bym nie zniosła tego napięcia przez dłuższy czas. I co tu robić? Za daleko spacerować się nie da, w domu usiedzieć też za bardzo nie sposób. Dopieszczam wnętrza przyjemnymi materiałami oraz pomocnymi przedmiotami. Aktualnie poluję na tanią lampkę nocną, aby karmienie o 3:27 było subtelne i wyciszające :) A. najwspanialsza wierci się już niesamowicie, chyba już przygotowuje się do wyskoku. Nogi pręży, plecy prostuje, rękoma o pęcherz zahaczy, żołądek ściśnie. Ale to wszystko jest niezwykłe i przyzwyczaiłam się do tych poruszeń Brzuchozwiedzaczk. I jak tylko pomyślę, że jeszcze 2 tygodnie, tylko 2 tygodnie będę to odczuwać, to aż nie mogę uwierzyć, że to już, że za chwilę małą córkę będę trzymać.... aż się łezka w oku kręci. Trenuję też swoje nastawienie, że tyle zależy ode mnie, bo że będzie położna, bo że będzie Ł to jedno i na pewno będę wdzięczna za pomoc, ale muszę wsłuchać się w siebie i w swoje ciało (jakkolwiek dziwnie to zabrzmiało, zaleciało buddyzmem, medytacją itd. to tak, chcę się wsłuchać w naturę) i dać z siebie wszystko, aby się nie złamać i dać radę, nie płakać, nie wpadać w panikę, nie marudzić tylko skupić się na zadaniu - na urodzeniu wspaniałej, zdrowej Córki.



Oczekująca
NTKD



Zapraszam na stronę na facebook'u i zachęcam do jej polubienia, aby być zawsze na bieżąco  :):):)

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć oraz treści, które są moją własnością i stanowią przedmiot prawa autorskiego.

sobota, 19 kwietnia 2014

Jajo wielkanocne

Jajkiem jestem niesamowicie już dużym, jednak cierpliwym i liczącym, że nie będzie wyklute na Wielkanoc a raczej tak jak przewidują lekarze na maj :) Choć położne mawiają "oooo już na ostatnich nogach? - nie jeszcze miesiąc odpowiadam, , a one na to -"ale z bliźniętami?" :) ha ha ha 

Niby czasu jakoś więcej powinno być, bo do pracy się nie chodzi, ale znowu święta jakoś na sępa spędzamy u  rodziców zamiast samemu coś zorganizować Zrobiłam jedynie babeczki i trochę ciast, wykonałam kilka kartek. Jak się okazało z liczeniem coś u mnie nie tak(kolejny raz), bo znowu kilku zabrakło i zamiast ręcznie robionych podesłałam te kupne :(. W święta życzę wszystkim odpoczynku takiego sielskiego.

Ostrowo
 Dziś zaliczyłam piękną wycieczkę i wygrzewałam się w słońcu. Oj nazbierałam ze słońca energii, takiej jaką lubię najbardziej:) W słońcu, przy osobach, które kocham i które mnie kochają ...nie ma nic cudowniejszego.

















Fotorelacja Wielkanocna poniżej :) 

Wstążeczki +myślenie o bliskich+ kartoniki + dobre chęci = kartki świąteczne... znowu za mało, ale liczę na wybaczenie tych osób, do których przesłałam kupne :)








Chomikowanie zaowocowało pozostawieniem zakupionych na ślub kartoników (na czekoladki jako forma podziękowania) teraz wyglądających zupełnie jak zajączki :):):) Coś mi się wydaje, że zając zostawi dla bliskich takie same :)



Kulinarnie ... 
Część przyznam się od razu pomysłów zeszłorocznych (marcepanowe marchewki i groszki) wykorzystałam i w tym roku.Część zdjęć pochodzi z archiwum, ale dzielę się nimi teraz :)






















I to wszystko :) 


Buziaki 
NTKD



Zapraszam na stronę na facebook'u i zachęcam do jej polubienia, aby być zawsze na bieżąco  :):):)

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć oraz treści, które są moją własnością i stanowią przedmiot prawa autorskiego.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Dla A. / Brzuchozwiedzaczka


Brzuchozwiedzaczka już coraz większa (2680g.), już coraz bardziej śmiała w ukazywaniu przez skórę swoich części ciała. Nadal nie wiem jednak co jest czym. I w niczym nam ta niewiedza nie przeszkadza. Bo cokolwiek to jest: noga, plecy, pupa i tak należy do Niej - najwspanialszej, naszej, najukochańszej. Radość głaskania ukazanej części ciała daje nam niezwykłą energię, radość. Jest to zaledwie niewielki przedsmak tego, co będzie za miesiąc (z małym haczykiem), a już działa taką niezwykłą mocą.


Brzuchozwiedzaczka nie przysparza mi większych kłopotów. Jest kochana!
  • Spać mogę. W przeciwieństwie do Ł. - którego budzą moje warczenia, chrapanie, sapanie i inne dźwięki wydobywane buzią. Liczę, że w maju kiedy przepona już nie będzie naciskać na płuca chrapanie nie będzie stanowiło problemu. Budzić będą nas już inne dźwięki - kiedy Brzuchozwiedzaczka zmieni się w  Głodomorka. :) 
  • Z opuchniętymi nogami i rękoma można przetrwać dzień (o ile nie trzeba odkręcać korka od butelki z wodą mineralną - i nie, nie robię tego stopami :) ).
  • Brak czucia środkowego palca prawej ręki wykonał wielką ekspansję. Tereny objęte brakiem czucia to 3/5 każdej dłoni. Serdeczne i małe palce nadal się bronią - jednak czas ich mobilizacji nie jest do końca znany i nie można przewidzieć jak długo pozostaną w stanie odczuwania czynników zewnętrznych :)  
  • Rajstop, skarpetek i całej garderoby poniżej brzucha zakładanie zajmuje dużo, duuuuużżżżżoo czasu- w ten sposób mogę powiedzieć, że poświęcam sobie dostateczną ilość czasu :) Buty zakłada mi Ł. To z kolei przypomniało mi o moim projekcie artystyczno-socjologicznym, aby nagrywać ludzi zawiązujących buty - niby prosta czynność, a każdy robi to na swój sposób. Jestem ciekawa ile grup zawiązywaczy sznurowadeł dałoby się wyodrębnić :) Jak znajdę chwilkę czasu w przyszłości to na pewno zrealizuję ten projekt.
  •  Mogę dzięki swojej nieporadności przetestować odplamiacze - nie ma dnia, aby sok (najlepiej porzeczkowy) nie wylał się na białą koszulkę, a kawałek jabłka nie spadł niezauważalnie na jasne spodnie dając o sobie znak odklejeniem i upadkiem na podłogę (- "i jak go tutaj podnieść?" ;)) dopiero po skończonym posiłku. I tutaj pojawia się żarcik sytuacyjny. Piękne słońce, dwie ciężarne siedzą na ławce na starówce łapiąc witaminy ze słońca, przepełnione pysznymi, zdrowymi sokami dopychając się rurką z kremem i gofrem z czekoladą (tak, tak czekolada znalazła się na czerwonym kubraczku i wysmarowała pół starówki) 
        • B: Wiesz dlaczego kupiłam nowy tusz do rzęs.
          M: Nie wiem.
          B: Bo ten który miałam wpadł mi za pralkę
          :)
  • Zaprzyjaźniłam się ostatnio z sokiem z pokrzywy popijanym 3 razy dziennie z cytryną. Sok z buraka wchodzi mi niechętnie, ale ten zrobiony przez mamę był pyszny, słodki i wypity od razu bez grymasu :) Szpinak jem lub piję w zielonych koktajlach, a zamiast czarnej herbaty popijam Rooibosa :) Podrobów nie mogę jeść, ale taką wątróbkę wysmażoną bym sobie zjadła. Czyli akcja "hemoglobino zwiększ swoje parametry" jest w toku, aby już poniżej 11,3 jednostek [czy czegoś tam] nie spadła.        
 A to wszystko jest i tak cudowne jeśli ma się przyczynić choć w małym stopniu do tego, aby Brzuchozwiedzaczce było dobrze, miło, ciepło, aby rosła zdrowa i dobrze odżywiona.
Czekają już na nią uszyte przeze mnie z filcu zawieszki Montessori, aby poza dobrym odżywieniem ćwiczyć od samego początku dobry rozwój mózgu, wzroku, postrzegania, itd. :)


tutaj jeszcze w fazie projektu :)

 
Ponadto syndrom wicia gniazda uważam za otwarty. Lista przedsięwzięć już prawie cała odhaczona.
  1. Odmalowanie pokoju z "odchomiczeniem" zakamarków 
  2. Montaż drzwi antystudentowych
  3. Z witrynki w garderobę - akcja przestrzeń dla gadżetów dla A.   


Oj ciężko nam się zabrać za wszelkiego rodzaju ulepszanie, odnawianie i odświeżanie naszej przestrzeni. Ale w końcu pełna mobilizacja nastąpiła. Majstrów miałam najlepszych na świecie. Brat Jarek razem z Ł.  ( "eeee szwagier podaj pyndzyl" :)) dokonali mega przemiany. Choć nie obyło się bez wpadek organizacyjnych. A to wałki nie te, a to taśma malarska się skończyła i nawet farby na ponowne malowanie, aby kolor był jednakowy wszędzie, zabrakło trochę. Ale daliśmy radę:) Do pełnej metamorfozy brakuje jeszcze wielu dosyć istotnych elementów. Zrezygnowałam nawet z mojej wymarzonej ściany pokrytej zdjęciami w ramkach, ale i tak jest ślicznie :) Majstry się spisały!!! :) Dwie noce przespaliśmy bezpiecznie nie wdychając smrodu farby w warunkach prawie hotelowych, za co też dziękujemy. Na następny dzień rodzice pomogli ogarnąć poremontowy bałagan. Wysprzątali na błysk kuchenne szafki, balkony, zamontowali kontakty i umyli szafy i okna, przywożąc przy tym upieczoną karkówkę, klopsiki i wyciśnięty rano sok z buraków. Pełen szacunek i nieopisana wdzięczność! Robiłabym to sama chyba z miesiąc. Nie wiem skąd biorą na to wszystko, co robią dla nas siły.


eeee szwagier podaj pyndzyl












Sok z buraka zrobiony przez Mamusię :*

Odchomiczanie polegało na wyrzuceniu wszystkich mało potrzebnych, lub nie spełniających kryteriów: praktyczny i piękny. Sądzę, że zbieractwo zostało opanowane lub uporządkowane :) Balkon wygląda teraz o niebo lepiej z systemem uporządkowanych koszy. Worki próżniowe (PRODUKT ROKU - UWIELBIAM JE) też dużo nam pomogły z bałaganem w szafach. Remont objął  ponadto zamontowanie drzwi. Jest ciszej i nie śmierdzi studenckim żarciem :) Za pożyczkę dziękujemy Mamie :* (znowu nas Mama wspomogła, znowu jesteśmy mega wdzięczni!). Ominął mnie cały hałas i brud. Ł. tak to załatwił, że kiedy nie było mnie w domu ogarnął majstrów, posprzątał, a jak wróciłam to już drzwi były, podłoga umyta, klatka wysprzątana. Ominął mnie jedynie tekst usłyszany przez domofon: "My od drzwi, przyjechalim" :)




Dużym wyzwaniem było początkowo tylko dla mnie (nie dałam rady sama, Ł. dokonał niezbędnych wykończeń) było dostosowanie witrynki do możliwości przechowywania ciuchów i gadżetów Brzuchozwiedzaczki. Początkowe plany wykończenia wnętrza szafy piękną tapetą oczywiście zostały zarzucone. Tapetę wykorzystałam do wykonania pudełek przechowalniczych. Ale zacznę od początku, kiedy to znalazłam na tablicy.pl małe wieszaczki w super cenie. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Postanowione zostało, że małe ubranka będą wisiały. :) Następnie wybrałam się ( istotna informacja - pod nieobecność Ł.) do jednego ze sklepów budowlanych. Poszukiwałam drążków garderobianych z odpowiednimi wspornikami. Idealne wsporniki znalezione na dziale firanowo-karniszowym na szczęście pasowały do  rury (drążka) z działu metale-meble-garderoba:) Drążek był za długi, więc uznałam, że w dziale przecinaki-narzedzia-samifaceci ktoś pomoże #jednym cięciem #jakąś super piłą, #w kilka sekund dostosować mój zakup do potrzeb obmierzonej starannie witrynki. Poszłam więc w tamtym kierunku pewna swojego sukcesu. Wypięłam brzuch, zrobiłam oczy kota ze Shreka ( wiem, wiem tani chwyt na głupią laseczkę, ale w tym wypadku cel uświęcał środki :)) ładnie poprosiłam. A pan z działu przecinaki-narzedzia-samifaceci długo nie myśląc (chyba przechodził jakiś kurs mobilizacji pracowników) powiedział: "Poradzi sobie pani sama, tutaj są piłki do metalu". Ponadto dał cenną radę, za co należy mu się premia: "Niech pani nie kupuje tych z rączką, wystarczy sam brzeszczot.Owinie sobie pani go w domu szmatą". Jaka motywacja we mnie wstąpiła, niczym we wściekłą feministkę. Dotarłam do domu i od razu zabrałam się za przycinanie rury:) Oczywiście obmierzeń było kilkakrotnie .... za mało, ale idealną długość udało mi się uzyskać już za drugim piłowaniem :) Zajęło mi to około godziny, co i tak uznaję za sukces czasowy :) Jaka dumna byłam:) A jak pomyślę, że opanowałam do perfekcji narzędzie jakim jest piłka do metalu owinięta niebieską szmatką to od tej dumy robię się jak rozdymka (taka ryba!!!  bo pawie mnie wkurzają :) ). Ł. przyjechał i zamontował drążek, mieści się na min podstawa ubraniowa dla A., Dokupione zostały nowe, fioletowe, gałki i witrynka teraz prezentuje się wyśmienicie. Podziwiam Malwinę, że ogarnia takie cuda meblowe, że przychodzi jej to z taką łatwością i lekkością. A zdolna bestia z niej, więc nasze "przerobienie" witrynki w mini garderobę zajęłoby jej pewnie 5 min, przy tym by jeszcze coś przemalowała, coś przetarła i wystylizowała, więc nie ma się czym chwalić za dużo. Ale i tak jestem mega dumna, zadowolona z dzieła dla naszej kochanej Brzuchozwiedzaczki.















Aby nie było, mam też trochę czasu na relaks. Nadal za mało, ale jednak :)
I. Wygrałam bilet na koncert, więc się wybrałam na szarpidruty ... "czym skorupka za młodu ..." :)  Nie podobała mi się główna "gwiazda wieczoru". Przy pozostałych zespołach miałam ochotę wskoczyć w tłum i szaleć i skakać, jednak skończyło się na popijaniu herbaty, podjadaniu pierników ukrytych w torebce i na siedzeniu w odpowiednim, bezpiecznym miejscu.


Naked Brown
Naked Brown

Chainsaw


Chainsaw

Chainsaw

Virgin Snach - a pan wokalista stracił jedynkę- to się nazywa poświęcenie


Virgin Snach - najlepsi moim zdaniem

ręka pana wokalisty z Frontside wszystko mi zasłaniała

Frontside

II. Powrócę jednak do pierników, które zakupione zostały przed koncertem. Podczas zastanawiania  się, czy wybrać Katarzynki czy Guziczki w delikatesach zauważyłam dość specyficzną postać. Starszy pan w kapeluszu. Miał bardzo jasną skórę, ale nie taką niezdrową, po prostu był blady. Roztaczał przyjazną aurę wokół siebie. Był bardzo elegancko ubrany. Spodnie wyprasowane idealnie, kamizelka uszyta na pewno pod wymiar. Do tego śnieżnobiała koszula z wysoką stójką i czymś w rodzaju męskiego żabotu lub zawiązanej apaszki w tym samym kolorze co koszula. Całość dopełniała czarna peleryna z czerwonym podszyciem. Wampir - pomyślałam :) Co prawda akcent miał bardziej niemiecki niż taki zalatujący Transylwanią, ale moja wyobraźnia już działała :) Chciałam zrobić zdjęcie, ale nie zdążyłam. Zresztą nie wypadało zerkać na niego z wyciągniętym przed siebie telefonem zza sklepowej półki. Ponadto nie chciałam zostać jego ofiarą :) [ zresztą pewnie wyczuł moją kiepską hemoglobinę - i uznał, ze i tak się mną wystarczająco nie nasyci :)] Następnego dnia (już za dnia) też go widziałam, co wykluczyło moje podejrzenia o wampirzej naturze. Buty też już jakieś turystyczne miał, a nie takie "trumienne" jak dzień wcześniej, ale tym razem z ukrycia i od tyłu wykonałam zdjęcie. I okazało się, że nikogo na tym zdjęciu nie ma... ha ha ha Znaczy się był i to kolejny dowód na to, że wampirem nie był. Ale zapamiętałam go wyjątkowo pozytywnie:)

III. Spacerowałam po starówce i bulwarze z Bajką. Piłyśmy soki, wygrzewałyśmy się w słońcu i mogłyśmy się wygadać jak to nasze Brzuchozwiedzacze dają nam znak o swoim cudnym istnieniu kopiąc w pęcherz lub w nerkę, jak to skarpety się ciężko zakłada, jak to będzie podczas porodu. Dowiadując się od Bajki ciekawostek ze świata eko, słuchając jakich błędów nie popełniać lub na co zwracać uwagę przy kupnie pieluch, chusteczek i czego z czym nie łączyć itp.itd.  zawsze pozwala mi na zejście na ziemię z tendencji do konsumpcyjnego przepychu. Fantastycznie mieć możliwość pogadania z nią, spojrzenia na pewne rzeczy z zupełnie innej perspektywy, czasami różnej od wewnętrznych przekonań, ale jakże cennych dla zachowania otwartości umysłu. Bajeczko - dziękuję :*






IV. Odwiedziłam też niedawno Malwinę i Kajtusia. Tutaj z kolei dostałam moc praktycznych rad wraz z pokazem karmienia, zabawiania i przewijania :P  (Szkoła rodzenia pozwala nam jedynie na ogarnięcie lalki, a co żywa istota to żywa istota - bez porównania:)) "Niedługo będziemy się spotykać z dziećmi i tego nie mogę się doczekać" powiedziała Malwina.

Cieszę się, że inne osoby też dają nam znać, że czekają na A.

Siostrzenica Karolina dała nam to przez ostatnie dni bardzo odczuć. Wzruszające było kiedy jadąc z nami Remlichem (nasze autko) po wybojach, które przeistoczyły się w torowisko, a Ł. wcielił się w rolę kontrolera biletów powiedziała: "ale potrzebujemy czterech biletów, a nie trzech" :) Mamy też z tego dwudniowego nocowania na pamiątkę swoje portrety narysowane przez Karolę :)

Szpagat przy kawie :)

Kreski na brzuchu to brzuch :)

 Ponadto czekając na nas spóźniających się już od pół godziny Karola wymalowała kredą na podeście domu piękne przywitanie.    





V. Na relaks składa się również myślenie o lecie i wakacjach- pierwszych wspólnych :)  Szczególnie tych nad morzem :) Szczególnie jak się dostaje takie piękne pocztówki na początku kwietnia :)


VI.  A my popołudniami jak jest ciepło i słonko grzeje pozwalamy sobie na mini piknik :)

cygaro

Zestaw idealny - śledzik zagryziony drożdżówką :)



Dodatkowo walczę nieustannie w autobusach miejskich o ustępowanie miejsca. Najgorsi są starsi panowie oczekujący tak samo jak ja na autobus. Kiedyś na Rapaka widząc miejsce na ławce zaczęłam do niego swoim pingwinim chodem zmierzać, jak tylko to zobaczył ten starszy pan to nagle wstąpiły w niego siły witalne (podobno tak jest przed samą śmiercią - niech żyje 100 lat dziad jeden :):):)) i podbiegł do ławeczki zajmując upatrzone przeze mnie miejsce. Ciąża to nie choroba, ale starość też nie :)
W Lenkiewiczu za to spotkałam się z niezwykle miłą obsługą. Przez pomyłkę podano do naszego stolika sernik z malinami i czekoladą zamiast zamówionej panna coty- po mojej żartobliwej sugestii, że skoro ma się zmarnować to mogę go zjeść na koszt firmy- otrzymałam pyszny sernik :) Więc równowaga w przyrodzie zachowana została :) 


Ps. Nie ma to jak złapać smaki pod koniec DzidzioWBrzuchuNoszenia- oj kwaśne rzeczy przybywajcie :) Zjem was wszystkie :) A po porodzie poproszę do szpitala białą bułkę z masłem, z sałatą masłową, ogórkiem kiszonym  z obraną skórką oraz potrójną warstwą pasztetowej(wątrobianki) - takiej naturalnej, owiniętą w flaka zrobionego z jelita czy tam żołądka. Dziękuję :) 

Chyba najdłuższy post w historii. Dziękuję tym, którzy wytrwali do końca :)

Pozdrówki 
 NTKD


Zapraszam na stronę na facebook'u i zachęcam do jej polubienia, aby być zawsze na bieżąco  :):):)

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć oraz treści, które są moją własnością i stanowią przedmiot prawa autorskiego.